wtorek, 27 maja 2014

SARDYNIA,KORSYKA,APENINY,ALPY 2014

W połowie kwietnia poleciałem z 15letnim synem z Gdańska do Rzymu ,aby tam rozpocząć trzytygodniową wyprawę rowerową.Do stolicy Włoch dotarliśmy 16tego kwietnia około godziny 20tej.Po zmontowaniu rowerów i zapakowaniu bagaży ruszyliśmy w kierunku campingu znajdującego się 15km od lotniska.Tam wynajęliśmy na jedną noc bungalow.Rankiem następnego dnia pokierowaliśmy się do przystani promowej w miejscowości Civitavecchia oddalonej ok. 90km od campingu.Trasa do portu nie była zbytnio ciekawa z racji monotonnych krajobrazów i sporego ruchu na drodze.Po godzinie 15tej dotarliśmy do portu i wykupilismy bilet na prom do stolicy Sardynii Cagliari.O 19tej prom opuścił zachodnie wybrzeże Włoch kierując się na Sardynię.Po 13h rejsu znaleźliśmy się na wyspie.Po zakupach markecie i śniadaniu nad brzegiem morza ruszyliśmy w drogę.Od razu kierowaliśmy się do dróg oznaczonych na mapie w kolorze żółtym ,które były mniej uczęszczane przez samochody.Sardynia oczarowała nas swoim ciepłym klimatem,widokami gór,mnóstwem zieleni.Już po pierwszych kilometrach jazdy wiedzieliśmy,że dobrze wybraliśmy tegoroczny cel podróży.Pierwszego dnia przejechaliśmy prawie 160km i na camping dotarliśmy dopiero ok.godz.22.Powodem tego był zamknięty camping ,na który odbiliśmy 7km w kierunku morza.A że droga do campingu wiodła 6km stromo w dół,to potem musieliśmy tyle samo pchać w górę.a stamtąd jeszcze 25km do czynnego campingu.Na Sardynii część campingów jest otwierana dopiero w maju,a że tamtego campingu nie sprawdziliśmy wcześniej w sieci ,więc mieliśmy pecha.Przez kolejne 3dni jechalismy wschodnim wybrzeżem wyspy podziwiając piekne widoki.Pogoda nam dopisywała.Codziennie trzeba było się smarować kremami z filtrem aby nie ulec poparzeniu od słońca.W wielkanocny poniedziałek dotarliśmy na północny kraniec Sardynii skąd przeprawiliśmy się w godzinę promem na południe Korsyki do urokliwego Bonifacio.Tam znaleźliśmy camping i zostaliśmy na noc.Następnego dnia wyruszyliśmy na podbój zachodniego wybrzeża Korsyki,które z relacji internetowych jest zdecydowanie ciekawsze widokowo niż wschód wyspy.I rzeczywiście Sardynia była piękna ,ale widoki na Korsyce zapierały dech w piersiach.Wyspa jest zdecydowanie bardziej górzysta niz Sardynia oraz z racji tej ,że leży bardziej na północ to też chłodniejsza.Na Korsyce spędziliśmy pięć nocy nocując tylko na campingach.Po dotarciu do miasta Bastia wsiedliśmy na prom do Livorno i tam znaleźliśmy się po czterech godzinach.Nazajutrz ruszyliśmy w deszczowy poranek na północny wschód w kierunku Apenin.Cały dzień padał deszcz.Pod wieczór dotarliśmy na camping w pobliżu przełęczy Abetone.Tam przenocowaliśmy w bungalowie.Nazajutrz deszcz nie przestawał padać.Po przekroczeniu przełęczy pokierowaliśmy się do Modeny.Duży deszcz i spory ruch zniechęcał do jazdy.W końcu dotarliśmy do Modeny.Ale w tym sporym mieście mieliśmy problem ze znalezieniem campingu i zanocowaliśmy w hostelu przy dworcu kolejowym.Następnego dnia pogoda nadal kiepska więc postanowiliśmy trochę trasy przejechać pociągiem.Najpierw przejechaliśmy koleją 60km do Mantovy skąd rowerami dotarliśmy do Verony.Tam wsiedliśmy w pociąg i po południu znaleźliśmy się w Bolzano już w Alpach.Przy wyjeździe z miasta znaleźliśmy się prawie natychmiast na super ścieżce rowerowej ,którą jechaliśmy aż do Austrii.Ścieżki rowerowe są tam świetnej jakości.co kawałek znajduje się mapa z naniesionymi serwisami rowerowymi,noclegami itp.Przed granicą z Austrią stwierdziłem coraz większe luzy w korbie.Okazało się ,że padł suport.Po znalezieniu serwisu rowerowego mechanicy przy okazji wymienili mi zużyte opony i klocki hamulcowe.Cała naprawa trwała około 30minut i była profesjonalna.Cenowo było podobnie jak u nas.W Austrii kontynuowaliśmy jazdę słynną ścieżka rowerową Drauradweg,po czym zjechaliśmy z niej kierując się na północ.Pierwszą przełęczą była Katschberg pass.Pokonaliśmy ja po kilku godzinach pchania rowerów stromą drogą.Po południu mocno się ochłodziło i z racji tej ,że nie było żadnych campingów znaleźliśmy nocleg w Austriackim pensjonacie.Następnego dnia czekała nas kolejna przełęcz Obertauern. Gdy tam dojechaliśmy padał śnieg a temperatura spadła do zera.Na górze przebraliśmy się w ciepłe ubrania i rozpoczeliśmy długi zjazd.W miejscowości Radstadt skierowaliśmy się w kierunku Schladming.Znowu dokuczał nam cały dzień deszcz.W Schladming ponownie wsiedliśmy w pociąg i podjechaliśmy kilkadziesiąt km na camping w okolicach Liezen.Następnego dnia zdecydowaliśmy,że nie będziemy kontynuować przepraw przez górskie przełęcze,gdyż byliśmy ograniczeni czasowo.Więc wsiedliśmy w pociąg i dotarliśmy do naddunajskiego Linz.Stamtąd mieliśmy 40km do Czech,gdzie przenocowaliśmy w pensjonacie.Jazda przez pagórkowate Czechy zajęła nam trzy dni.Przed polską granicą wsiedliśmy w pociąg do Wrocławia skąd pojechaliśmy dalej do Gdyni.Był to nasz najdłuższy wyjazd rowerowy.Wcześniej były wypady dwutygodniowe.Ten trwał 21 dni.Na rowerach zrobiliśmy 1800km.Wyprawa była urozmajcona bo wyspy były różne,potem Apeniny,Alpy i czeskie pagórki.Zdecydowanie najdrożej jest na francuskiej Korsyce,a najtaniej oczywiście u naszych południowych sąsiadów.Koleje zarówno włoskie jak i austriackie są luksusowe i średnio dwa razy droższe jak polskie.Podróżnych z sakwami na Sardynii widzieliśmy zaledwie kilku.Zdecydowanie więcej sakwiarzy było na Korsyce.Po przypłynięciu do Włoch prawie już nie spotkaliśmy rowerowych podróżników tylko kolarzy na szosówkach.Wyjazd był bardzo udany i zdecydowanie polecamy zarówno Sardynię jak i Korsykę na rowerowe wojaże.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

fajna stronka